Perspektywa na Polaków w białoruskim kinie i na Białorusinów w kinie polskim

 No dobra. Wreszcie nastał czas, by napisać drugą część serii "Perspektywa na Polaków w kinie...". Podjęcie tej decyzji zajęło mi trzy lata, ponieważ stale uzupełniam i edytuję część pierwszą. I nie, nie będzie ona o Niemcach. Jeszcze godzinę temu miała być, ale zmieniłam zdanie - ponieważ ciekawiej będzie, jeśli napiszę ją o Białorusinach. Zasadniczo, w Polsce, najwięcej mówi się o Niemcach i Ukraińcach, jeśli mowa jest o naszych sąsiadach - i oni też mówią o nas z naszych sąsiadów najwięcej - toteż analizowanie obrazu Polski wśród innych sąsiadów - ze wschodu (Litwy i Białorusi), z południa (Czech i Słowacji), bądź z północy (Skandynawia), może być niezwykle ciekawe. Planuję to zrobić ale też skupić się na nieco dalszych krajach - na pewno Francji, Wielkiej Brytanii, USA i Rosji, bo zwłaszcza te ostatnie mają wiele różnorodnych polskich wątków. Zaczynamy! 

****** 

Białorusini w polskich filmach, konwencja nr. 1: Opozycjoniści. 

Jednym z, prawdopodobnie najpopularniejszych sposobów przedstawienia białoruskich wątków i postaci w polskim kinie jest ukazanie ich przez pryzmat walki o wolność przez opozycjonistów i jest to temat poruszany w naszym kinie od dawna. Podejrzewam, że działa to na wyobraźnię naszych twórców nie bez powodu, gdyż my sami, 40 lat temu również byliśmy w tym miejscu. 

Filmy "Żywie Bie
łaruś", "Nowy świat" i "Pod szarym niebem". 


Głównymi bohaterami filmu "Żywie Biełaruś" są niezaangażowany w politykę muzyk Miron oraz jego dziewczyna, opozycjonistka Wiera. Miron, przewlekę chory w wyniku napromieniowania terenów, gdzie się urodził chce po prostu żyć i kontynuować działalność muzyczną, ostatecznie daje się jednak przekonać swemu koledze do rozpoczęcia patriotycznej działalności. Jego działania ściągają na niego uwagę władz i Miron, pomimo choroby ląduje na przymusowym szkoleniu wojskowym, gdzie spotyka się ze skrajną przemocą. Spotykając się potajemnie z Wierą przekazuje jej informacje o swojej służbie a ona przekształca je w dziennik internetowy, który zdobywa sporą popularność. 


Film ten wpisuje się w trend typowej polskiej martyrologii, przeniesionej na grunt innego, cierpiącego kraju, gdyż u nas przestało to cierpienie mieć miejsce. Dobrze, że takie filmy powstają teraz, na bieżąco, bo za kilkadziesiąt lat Białorusini będą mieli się do czego odwołać, gdyż w ich kraju nie ma dziś na nie szans. To, co spotkało Mirona w wojsku to było piekło na ziemi a problem przemocy w białoruskiej armii ponoć jest prawdziwy. Warto też wyróżnić postać Wiery - silnej, żeńskiej postaci, która wyprzedziła wydarzenia w kraju o 8 lat, gdy to kobiety zmobilizowały wycofujących się mężczyzn do dalszej walki. 


Ciekawa jestem, czy jest to pierwsza polska produkcja osadzona w tym kraju. Interesujące jest to, że obraz Białorusinów w polskim kinie jest niemal jednoznacznie pozytywny - podczas, gdy w drugą stronę działa to w różny sposób w zależności od potrzeb. Zamierzam umieścić tu wszystko, co znajdę i zbadam, bez obaw o kontrowersje i liczę, że sama też się zaskoczę. Dość, że w tym filmie, nie osadzonym wcale w Polsce nie tyko słyszymy język białoruski, zamiast polskiego, ale i nawiązań do samej Polski jest tyle, ile byłoby w takim filmie, wyprodukowanym we właściwym kraju. Jest, istnieje, ale nie gra głównej roli. Intryguje mnie to. 


Film "Nowy świat" nakręcony jest w konwencji trzech, trwających około pół godziny kinonowel, których głównymi bohaterami są Białorusinka, Ukrainka oraz Afgańczyk. Główną postacią białoruskiej części jest Żanna - matka małej córeczki, mieszkająca w Polsce, która stara się ułożyć sobie tu życie z Polakiem. Jej nadzieję na normalność przerywa jednak nagłe aresztowanie jej męża - opozycyjnego muzyka, który, jak się okazuje stosował wobec niej przemoc i, przed którym do Polski uciekła. Nieświadomi tego ludzie zaczynają walczyć o jego uwolnienie, co się udaje i niszczy życie Żannie.


Nie wydaje mi się, by był to atak na białoruskich mężczyzn, zwłaszcza z tej opcji politycznej, gdyż w innych filmach tworzymy na nich niemal laurki. Raczej obraz tego, że nie zawsze wszystko jest tak, jak się wydaje postronnym a rzekomo dobry człowiek wcale nie musi się nim okazać. Okropne było to, że Żanna była ze swoimi rozterkami sama i w finale to upragnione nowe życie straciła. To chyba bardziej historia emigrantki, która szukała w Polsce nowego życia. Rocznie, setki takich kobiet opuszcza swoje kraje dla innego, gdzie mają nadzieję zapomnieć i zbudować szczęście od podstaw. Ale przeszłość je dogania...


Ten film, choć w kontekście Ukrainki pokusił się na niesamowicie wręcz nietypowy zabieg, w kwestii białoruskich postaci dotrzymuje stereotypu (o ile to stereotyp), ale spisuje się całkiem nieźle. Po raz kolejny podziwiam za fakt, że wszyscy niepolscy bohaterowie mówią w swoich natywnych językach. Widać, że włożono w to wysiłek. Historia Żanny tragiczna i smutna, ale wpisuje się w nurt, gdzie Białorusinki są silne i często prześcigają w tym mężczyzn.


Lena to dziennikarka z powołania. Po wstępie nie muszę już chyba tutaj opisywać jej poglądów. Podczas protestów 2020 roku jest wraz z ludźmi. Gdy wojsko i milicja krwawo pacyfikują demonstrantów, relacjonuje to wydarzenie na żywo, pomimo, że przez okno obserwuje ją rządowy dron. I tak trafia do więzienia a jej mąż Ilja, robi wszystko, by ją uwolnić. Władze jednak tak łatwo nie odpuszczają - gdyż zamierzają złamać ich oboje.


I oto kolejny film, osadzony w Białorusi, gdzie twórcy postarali się o realizm, językowy także. Oprócz Leny widzimy tu cała plejadę silnych postaci a całość przypomina (no, może oprócz dronów) realia 1981 roku w Polsce. Wiele osób widzi te paralele, nie tylko ja. I tutaj, jak to było do przewidzenia, to kobieta stoi na straży a mężczyzna zamierza uciekać. I tak, Ilja stanął wreszcie na wysokości zadania, ale by do tego doszło, musieli Lenę aresztować.


Ten film wyszedł dopiero w ubiegłym roku i mam odczucie, że to dopiero początek trendu w polskim kinie na takie filmy. Nie wiem, czy mnie to cieszy, raczej intryguje. We wszystkich naturalnie przewija się klisza silnych kobiet i z początku obojętnych mężczyzn. Jest to zgodne z realiami, ale intryguje mnie ten motyw. Ciekawa jestem, czy mnie jeszcze polskie kino w tej kwestii zaskoczy. 

****** 

Białorusini w polskich filmach, konwencja nr. 2: Po prostu emigranci. 

W tej chwili znalazłam tylko dwa wątki białoruskie w polskich serialach z największą liczbą sezonów, ale zamierzam kontynuować poszukiwania. Oba te wątki są niezwykle dramatyczne, ale też lekko przerysowane, jeśli mam być szczera. Choć w tym wypadku raczej w kontekście fabuły a nie samej kwestii pochodzenia postaci. Dodatkowo oba ukazują to zagadnienie w zupełnie inny sposób. 

Michel z "Na Wspólnej" i Milda z "Klanu".


Michel wynajmuje pokój wspólnie ze studentami, którzy już wcześniej byli często pojawiającymi się postaciami w tym serialu. Z początku podaje się za Francuza, ale ponieważ kłamstwo ma krótkie nogi, szybko wychodzi na jaw, że jest Białorusinem i, tak naprawdę nazywa się Michaił. Ostatecznie jedna ze studentek Sandra, decyduje się wziąć z nim fikcyjny ślub, by mógł zostać w Polsce, nim skończy mu się wiza. To wydarzenie jest początkiem historii, w której Michel i Sandra zakochują się w sobie, rozstają w wyniku jego zdrady, odnajdują się znowu, znów zrywają, by, przez nałóg Michela zadrzeć z gangsterami, co niemal doprowadza do śmieci Sandry - i to niepotrzebnie, gdyż Michel na to nie zasługuje.


I oczywiście, jak jest Białorusin, to muszą być i gangsterzy - choć tutaj jeszcze nie było tak źle, gdyż ci gangsterzy byli Polakami. Nie widziałam tu też specjalnie stereotypów - chyba tylko ten z wizą i fikcyjnym ślubem. Ale w sumie, to my chyba o Białorusinach jakichś konkretnych stereotypów nawet nie mamy. Ponieważ wątek ten pojawił się jakieś dziesięć lat temu, nie ma możliwości, by nawiązywał on do późniejszych wydarzeń, jest to więc po prostu historia skomplikowanej relacji z tragicznym finałem. I to wszystko. 


Wątek związku Michela z Sandrą był bardzo dramatyczny - zaczął się w nietypowy sposób, bo od ślubu i prowadził poprzez zdradę po drogę powrotną do siebie i prawie oddanie życia za tę miłość, gdy jej już w sumie nie było. Zauważyłam jednak, że postacie Białorusinów w naszych serialach znacznie częściej popełniają poważne błędy życiowe - bo te ukraińskie są niemal kryształowe. Ale, co ciekawe, białoruskie postacie też znikają, choć utrzymują się nieco dłużej. Nie rozumiem sensu takiego zabiegu, ale to już jest wybór twórców...


Milda to inżynierka, która z początku, po pojawieniu się w serialu sprząta, ale ponieważ ma polskie korzenie i mówi w tym języku na poziomie ojczystym, szybko znajduje pracę w swoim zawodzie. Sytuacja komplikuje się, gdy zachodzi w ciążę z synem swego pracodawcy, który ma narzeczoną a po porodzie znika, omamiona przez lekarza, który leczył u niej depresję poporodową. Z nagrań wysyłanych rodzinie wskazuje, że bierze narkotyki a po powrocie, podejmuje się nierównej walki o dziecko, przerwanej przez jej śmierć w wypadku. 


Nie mam pojęcia skąd twórcy wzięli imię "Milda" - zdaje się była jakaś litewska legenda z postacią o tym imieniu, ale to mimo wszystko dziwne. Dziwny też był sposób wycofania jej z serialu, bo zrobiono z niej w sumie wariatkę, choć z początku była to postać bardzo pozytywna, inteligentna i silna - normalna. W sumie kontekst jej pochodzenia, z powodu posiadanych przez nią polskich korzeni zatarł się bardzo szybko i traktowana w serialu była jako "swoja". W pewnym momencie tylko wyjazdy jej krewnych do rodzinnego kraju i ich prawosławne wyznanie przypominały, że została wprowadzona do serialu w ten sposób. 


Tak naprawdę, miałam nadzieję na jej zbliżenie z ojcem jej dziecka, jeszcze zanim zwariowała, bo wydawali się wspaniałym materiałem na parę - dwoje silnych ludzi. A tak wyszło jak wyszło. Ten wątek również nie nawiązywał do ówczesnych wydarzeń, choć już w sumie mógł, gdyż objął je czasowo. Pomimo dziwnego rozwiązania pod koniec, jest też na plus, gdyż choć pojął się tematu Polaków z Białorusi, których jest więcej, niż nam się wydaje. Nie dotrzymywał stereotypu, ale też nie mógł. Choć, w kwestii wyznania rodziny Mildy, nie zgodziłabym się - bo białoruscy Polacy też są katolikami... 

Polacy w białoruskich filmach, konwencja nr. 1: Szlachetna Polka - ofiara zdrajcy. 

Nie mam pojęcia, jakim cudem nie znalazłam więcej przykładów na tę konwencję, ale jestem pewna, że gdzieś są. Wydaje mi się, że kino białoruskie przejęło ją z kina rosyjskiego, gdzie takich przykładów jest zatrzęsienie. Co może zdziwić, współcześnie białoruskie kino to głównie seriale i filmy wojenne oraz zwykłe obyczajówki na różne tematy z pewnymi wyjątkami w postaci horrorów czy fantastyki. Dominują jednak seriale wojenne. I motyw szlachetnej, zdradzonej Polki najczęściej pojawia się w nich.

Filmy "В июне 41-го (W czerwcu 41-go) i "Следы на воде (Ślady na wodzie)".


Hania to młoda dziewczyna, zakochana w sowieckim oficerze a akcja serialu rozgrywa się podczas II Wojny Światowej. Zakochani starają się z tym nie obnosić wiedząc, że ich romans nie spodoba się otoczeniu. Hania mieszka z dziadkiem, który ma jej w ogromnym stopniu za złe tę relację a wściekły na Rosjan za wysiedlenia Polaków z ich okolicy, decyduje się podjąć współpracę z Niemcami. Hania ląduje w namiocie niemieckiego oficera a, gdy niezainteresowani dalszą współpracą Niemcy zabijają jej dziadka, jej ukochany wyrusza w śmiertelną podróż, by ją uratować. 


Hania to postać kryształowa, która nie tylko jest gotowa postawić na szali wszystko dla zakazanej miłości, ale też od początku rozumie i przestrzega dziadka, że Niemcy to nie sojusznicy i skończy się to źle. I choć to jej ukochany to tutaj prawdziwy superbohater, ona doświadcza takich horrorów, że jest to materiał na traumę i koszmary na resztę życia. Jeszcze on po jej uratowaniu umiera jej na rękach...


Wiele tam było strasznych i wstrząsających scen a dziadek Hani został przedstawiony, jako zdrajca - choć ja jakoś potrafiłabym jego postępowanie usprawiedliwić. Hania wszystkie swoje przeżycia przechodzi z godnością, choć nie zostaje przez to nagrodzona a traci wszystko i wszystkich. Wiele osób w tej epoce wszystko straciło a białoruskie seriale wojenne przodują w obrazowaniu tego, ale Hania to naprawdę bohaterska postać - silna tym, że wytrzymała to, co ją spotkało.


Jest rok 1945 a sowiecka milicja walczy z przestępczością i partyzantką w małej miejscowości tuż obok granicy Polski i Białorusi. Do oddziału milicyjnego przydzielony zostaje były żołnierz, Wiaczesław Smolicz. Na miejscu poznaje on miejscowego kapitana Piotra Kirkunowa, którego partnerką jest Polka, Sabina. Jej cała rodzina zginęła z rąk partyzantów a ona ma tylko jego. Od pierwszego spotkania, Smolicz śni o Sabinie a potem, ponieważ partyzanci go nie znają dostaje, za rekomendacją Kirkunowa zadanie przeniknięcia w ich szeregi i wykrycia niemieckiego agenta jaki wśród nich działa, za którego w pewnym momencie zaczyna być uparcie brany przez wszystkich. Gdy poluje na niego milicja a on próbuje udowodnić swoją niewinność, Kirkunow usiłuje wyprowadzić Sabinę przez zieloną granicę do Polski i to on okazuje się być tym agentem. 


Być może Sabina zdaje się być trochę zbyt ponętna i Smolicz widzi ją bardziej jako obiekt seksualny, ale jest bez skazy i, choć jest ofiarą swojego otoczenia i zdrady jej partnera, nie poddaje się, nawet nie wiedząc co tak naprawdę się dzieje i kto jest po czyjej stronie. Ostatecznie, po zabiciu Kirkunowa na granicy, widzimy ją, uciekającą w panice na polską stronę i wątpię, by do Białorusi wróciła - wszak w Polsce miała ciotkę a tam była tylko ofiarą militarnych rozgrywek. 


Sabina wydaje się eteryczna i delikatna, ale to tylko pozory, bo ma dosyć silny charakter, przyćmiony sytuacją, w jakiej była. Fajne były jej przekomarzania z Kirkunowem, kiedy ten chciał wódki a ona nie chciała mu jej dać. W końcu zawsze i tak dała, ale to były bardzo sympatyczne momenty. Pod koniec filmu też zaszła w ciążę i to by swoisty pretekst dla Kirkunowa, żeby próbować uciec i wyjaśnienie tego da niej. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek inny, widząc wreszcie, co tak naprawdę się działo, podjął inną decyzję, niż ucieczka. Jej wątek nie jest zbytnio rozbudowany ale dla fabuły to ważna postać, która nakierowuje akcję na konieczne tory. 

Polacy w białoruskich filmach, konwencja nr. 2: Ciemiężyciele z dwudziestolecia. 

I tu jesteśmy przy kontrowersyjnym i bardzo złożonym zagadnieniu. Stan pamięci w Białorusi, podobnie jak w Ukrainie nie jest najlepszy, z tym, że poszedł on w zgoła przeciwną stronę i w kontekście Białorusinów nie odnosi się to do ogółu społeczeństwa. Ponieważ o zbrodniach popełnionych w części Białorusi zajętej w 1920 roku przez ZSRR nie można mówić otwarcie, masowa pamięć skupia się na tej części, jaka zajęta została przez II RP, przerysowując do, czasem szokującego poziomu pewne kwestie. I choć faktycznie nie jesteśmy tu bez winy... zresztą, większość ludzi chyba zrozumie, co mam teraz na myśli. 

Filmy "Талаш (Tałasz)" i "На другом берегу (Na drugim brzegu)". 


Zbyszek to żołnierz mieszkający w dworku w małej, białoruskiej miejscowości. Jego postępowanie ciężko uzasadnić w logiczny sposób, gdyż jednocześnie znęca się nad miejscowymi wieśniakami przy konfiskacie mienia, ale i traktuje tutejszych ludzi jako dawnych wojennych towarzyszy i chce by mieli oni zapewnioną wolność i ochronę. Bardziej jednoznacznie negatywnymi moralnie postaciami są jego wuj, oficer, jaki w niewybrednych słowach wyjaśnia mu, że miejscowi, którzy współpracowali z Sowietami są dziś ich wrogami i żadnej wolności dla nich nie będzie oraz jego prawa ręka - Białorusin bez skrupułów. 


Zadaniem Zbyszka w tym serialu było unicestwienie sowieckiej partyzantki, którą dowodził tytułowy Tałasz, tak się jednak stało, że partyzanci rozbili jego oddział, jednocześnie puszczając go wolno. W zasadzie do tego zadania wyznaczył go wuj i nie wiem w sumie w którą stronę się zmienił - w lepszą, czy też w gorszą. Fakt, że kilkakrotnie przerywał w czasie serialu akty przemocy i odmówił rozstrzelania chłopów twierdząc, że do nieuzbrojonych nie strzeli.


Zdecydowanie negatywną postacią był wuj a także pomocnik Zbyszka który nie zawahał się zabić ciężarnej kobiety, pomimo rozkazu, by zostawić ją w spokoju. Nie wszystkie czyny Zbyszka miały moralne uzasadnienie, wiele nie miało. Dostaliśmy jednak czarny charakter z rozterkami moralnymi, co zdecydowanie dodało mu kolorytu i jakiegoś złudzenia że drzemie w nim coś lepszego, niż widzieliśmy. Nie sądzę, by taki był zamysł twórców, ale nie była to wcale jednowymiarowa postać. 


W tym filmie też widzimy przemoc i męczeństwo tak, jak w poprzednim, dostajemy jednak, nieoczekiwanie całkiem pozytywną polską postać. Jurek to młody chłopak, który przyjaźni się z Białorusinem z miejscowej wioski. Ma bardzo złe relacje ze swoim ojcem - brutalnym i agresywnym żołnierzem, który chce umieścić go w wojsku i ożenić wbrew jego woli. Jurek jest zakochany w dziewczynie z miejscowej wsi, która go zwodzi a potem zgadza się być z nim w zamian za złoto. Po części po to, by je zdobyć a po części w wyniku buntu wobec ojca, decyduje się przejść ze swoim białoruskim przyjacielem na sowiecką stronę, jako szmugler. Po powrocie, zastaje swoją ukochaną w łóżku ze swoim ojcem. Naśmiewają się z niego a ojciec wyjawia mu, że jest panieńskim dzieckiem swojej matki z Rosjaninem. Jurek w rozpaczy strzela do obojga, zabijając ich, ale unika odpowiedzialności za ten czyn.


Choć fakt, że Jurek zabił dwoje bliskich mu w sumie ludzi może kłócić się z tym, że nazwałam go postacią pozytywną, nie jest tak - bo jemu w tamtym momencie zawalił się świat i został ośmieszony. Przybyli na miejsce policjanci, odmówili ukarania go przez jego "dobre", wojskowe pochodzenie, zrzucając wszystko oczywiście na partyzantów, ale takiego ciężaru nikt by chyba nie wytrzymał. Jurek był porządnym człowiekiem, który nie uczestniczył w pokazanej w filmie spirali przemocy, choć sam raz o mało nie zginął z ręki swojego przyjaciela, gdy ten dostał polecenie go zabić, gdyż bojownikom nie podobała się ich znajomość. 


Zatem klisza ciemiężyciela nie jest klarowna, bo nie zawsze każdy ciemiężyciel się nim okazuje. W tym filmie, reklamowanym jako okropna propagandówka spodziewałam się nie znaleźć ani jednej, pozytywnej polskiej postaci - a tu proszę. To już w filmie omawianym wyżej, powstałym ponad 10 lat wcześniej, kiedy nikomu nawet nie śniło się, że będziemy mieć wojnę ani nawet rewolucję w Europie, tych pozytywnych polskich postaci nie ma. Czyny Jurka były w pełni moralnie uzasadnione a innych... nie, absolutnie nie. Nie polecam powtarzać. 

****** 

To tyle! Bezstronność to sztuka, której trzeba się uczyć od kołyski, zwłaszcza teraz. Ale to nic wielkiego. Kiedyś, może juro a może za lata, taka umiejętność się przyda, by rozsądzać indywidualne spory. Np. tych dwóch wujków o przeciwnych poglądach przy świątecznym stole. I z tym mi się właśnie kojarzy efekt mojego dzisiejszego researchu. Krótko mówiąc - my chcemy wspierać, oni się boją. Ale ponieważ każdy naród ma dwie natury, jasne jest, że jest w nich nadal coś z Litwinów. I właśnie przez to nie było na tej liście filmów i seriali rozgrywających się przez XX wiekiem - bo do tamtego czasu nie istniała wyraźna linia podziału między tym, co polskie a tym co białoruskie(litewskie) i każdy taki punkt na liście byłby naciągany, gdy nie ma tam słowa o narodowości bohaterów. Geografia o tym nie przesądza. No nic, chyba tyle. 

Miłego! 
D.C.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Perspektywa na Polaków w ukraińskim kinie i na Ukraińców w kinie polskim

POWRÓT