"Za decyzję losu", część pierwsza - Erika z Argentyny

Na tym blogu panuje BEZWZGLĘDNY ZAKAZ kopiowania i rozpowszechniania zdjęć. Z prostego powodu - wszystkie one zostały mi udostępnione przez prawowitych właścicieli i mogę je tutaj opublikować tylko dzięki ich wielkiej uprzejmości i zaufaniu. NIE ŻYCZĘ SOBIE, by te części prywatnego życia moich rozmówców krążyły po internecie bez naszej własnej kontroli. Dziękuję za zrozumienie. 


ZA DECYZJĘ LOSU, cz. 1. - Erika z Argentyny. 


*****


Galicyjscy pionierzy

Polacy w Argentynie znani są z trzech rzeczy – wytwórni yerba mate Amanda, ofiar XIX-wiecznego handlu ludźmi, oraz święta 8 czerwca – Dnia Osadnika Polskiego. Polonia w Argentynie ma długą i trudną historię, rozpoczynającą się już ponad 200 lat temu, podczas wojen napoleońskich. Najsilniej jednak odcisnęła się ona na argentyńskiej rzeczywistości pod koniec XIX wieku oraz w międzywojniu. Rok 1897 zapoczątkował polskie osadnictwo w prowincji Misiones, dziś głównym ośrodku ruchu polonijnego w Argentynie. Paradoksalnie, ludzie ci, zbiegli z wiosek i małych, galicyjskich miasteczek nękanych ówcześnie klęską ubóstwa, odnaleźli swą małą Polskę dzięki odmowie przyjęcia przez Stany Zjednoczone. Ludność ta w trakcie podróży zrozumiała, iż pozbawiona jest odpowiedniej dokumentacji i praw do wjazdu do kraju, w którego porcie osądzie ich statek... Mogła zawrócić, zdecydowała się jednak przyjąć zaproszenie do Argentyny. W ten sposób wyznaczono grupę 14 rodzin (razem 120 osób), którzy pozostawiając bliskich w amerykańskim porcie, wyruszyli w dalszą drogę. Niektórzy twierdzą, iż zaproszenie to wysłane zostało przez samego konsula tego kraju, inni, iż ofertę wysunęła firma morska, jednakże kraj ten zaoferował im własną ziemię i schronienie. Na miejscu przyjęci zostali przez żyjącego już w Argentynie krawca Michała Szelągowskiego. Nieznający języka hiszpańskiego uciekinierzy witani zostają w języku polskim a następnie wyruszają w podróż po rzecze Uruguay, do nowego domu.
Zidentyfikowanie owych pionierów jest dziś niezwykle trudne, gdyż prawo argentyńskie nie rozpoznawało wówczas pochodzenia etnicznego ludności napływowej, rejestrując jedynie kraj, z którego przybyli. Przybyli z zaboru austriackiego Polacy zostali więc zarejestrowani jako Austriacy. Pochodzili oni głównie z Galicji wschodniej, z miast takich, jak Tarnopol, Buczacz, Kołomyja, Horodenka, Jezierzany, Oberty, Czortków, Borszczów, itd. Szacuje się, iż od 1921 roku do 1976 do Argentyny trafiło 169 335 Polaków. Zgodnie z obecnymi szacunkami, do wybuchu II Wojny Światowej, procentowy udział chrześcijan wśród migrujących obywateli polskich wynosił 70-75% (w tym 25% katolików i 45-50% wyznawców prawosławia) oraz 25-35% żydów. Ostatnia fala migracji miała miejsce w latach 1946-1950, była to głównie inteligencka ludność i arystokracja, uczestnicy walk narodowowyzwoleńczych, zmuszeni przez władze komunistyczne do ucieczki z kraju. Ludzie ci wywarli silny wpływ na zachowanie narodowej tożsamości przez polską ludność Argentyny.
Dziś Polacy stanowią trzecią najliczniejszą grupę etniczną w Argentynie po Hiszpanach oraz Włochach oraz szóstą co do wielkości polską społeczność na świecie. Zrzesza ich Związek Polaków w Argentynie. Dziś Argentynę zamieszkuje 500 000 osób polskiego pochodzenia, w tym 250 000 zamieszkuje prowincje Misiones, gdzie co czwarta osoba ma polskie korzenie, 180 000 zamieszkuje Buenos Aires. Tym samym, stanowią oni 1,16% populacji Argentyny.



Zachowane dokumenty w języku polskim, należące do pradziadków Eriki.

Porzuceni przez Ojczyznę


Erika, ma 26 lat. Jest informatyczką żyjącą w Caballito, w prowincji Buenos Aires. Od dziecka fascynowały ją komputery, więc studia na kierunku Web Design były tylko realizacją jej życiowych celów. Kocha koty, swojego narzeczonego i swoją rodzinę. Od jej znajomych różni ją tylko jedno – jej polski ojciec.
Erika interesuje się genealogią, toteż posiada dzisiaj pełne drzewo genealogiczne swojej rodziny. Wie kto i kiedy przybył do Argentyny jako pierwszy, ochroniła też dawne, polskie dokumenty swoich przodków. Gdy się z nią skontaktowałam, poleciła mi, bym w poszukiwaniu wiedzy o argentyńskich Polakach skontaktowała się z Biblioteką Polską imienia Ignacio Domeyko. Wie wszystko o życiu tutejszej Polonii i jest jej aktywną działaczką.
I choć początki jej przodków na obcej ziemi owiane są dziś mgłą niepamięci, dokumenty mówią iż pierwsi, na argentyńskim lądzie postawili stopę młodsi bracia jej pradziadka – Justyn i Piotr Romanczukowie. Miało to miejsce 4 grudnia 1927 roku, podczas owej potężnej fali migracji w czasach międzywojennych. Erika zakłada, iż przybyli oni na swoisty rekonesans, by wypróbować swe możliwości na nowej ziemi i przekonać się, czy uda im się coś tu osiągnąć. A, gdy przyjęci zostali przez Argentynę pracą i sukcesem, zaprosili także swego starszego o pięć lat brata, by spróbował szczęścia wraz z rodziną. Stanisław przybył sam, w roku 1929, od tamtej pory podejmując starania, by sprowadzić do Argentyny swą rodzinę. W Polsce pozostawił żonę i troje swoich dzieci – siedmioletnią Weronikę, sześcioletniego Stasia i czteroletniego Alfreda. Ich historia rozpoczynała się w niewielkiej wsi Kowalonki, malowniczo położonej wśród lasów i jezior Wileńszczyzny. Staś będzie potem przez całe życie wspominał swój pierwszy dom. Życie wiejskie w latach 30 nie było łatwe, ale wypełnione zapachem kwiatów i podchodzącą tuż pod okna dziką naturą, dla dzieci mogłoby być szczęśliwe. Niestety, dla rodziny Romanczuków okazało się wypełnione cierpieniem. To ono najsilniej zachowało się w pamięci Stasia. Po wojnie polsko-bolszewickiej tereny, na których żyła rodzina, choć formalnie należące do Polski, znalazły się po ostrzałem Rosji sowieckiej. Stacjonująca na granicy polska armia nie była w stanie zapobiegać aktom agresji z tamtejszego terytorium. Sąsiedzki terror, cierpienie i ogromny strach o własne życie stał się codziennością. Staś wspominać będzie później, powojenne przesunięcie granic, to, jak jak Rosjanie zaatakowali ich wieś i, jak kąpał się w zamarzniętym jeziorze, by przetrwać. Jego opowieści będą do pewnego momentu wszystkim, co jego wnuczka wiedzieć będzie o oddalonej o ponad 1000 kilometrów od kraju, w którym dorasta, Polsce. Wreszcie, po półtorarocznych staraniach Stanisława, rodzina znalazła się na pokładzie. Zachowały się dokumenty, wskazujące, iż Stanisław przesłał swej żonie pieniądze, by mogła przyjechać do Argentyny. Erika przechowuje także wydane wszystkim członkom rodziny świadectwa, zdrowia, moralności i zaświadczenie o nietrudnieniu się żebractwem, które w tamtych czasach wykonywane były rutynowo, w procesie formalnej emigracji. Staś miał wówczas 8 lat. Pobyt w nowym kraju okazał się dla niego wielkim wstrząsem. Nie znał języka hiszpańskiego, nie był w stanie więc się z nikim porozumieć a miejscowi traktowali go z chłodną obojętnością, jak słabe, osamotnione dziecko. Te dramatyczne początki również wryły się w jego wspomnienia i po latach pozostały niemniej poruszające, niż jego dzieciństwo pod sowieckim butem. Kowalonki tymczasem, powoli opuszczane przez mieszkańców, jeszcze przed II Wojną Światową stały się miastem widmo. Dziś znajduje się ono na północno-wschodnich rubieżach współczesnej Białorusi.



Stanisław i Yolanda, zdjęcie ze zbioru Eriki

Tułaczka i miłość


Po zjednoczeniu na bezpiecznym lądzie, Romanczukowie zamieszkali w prowincji Santa Fe. Tam, urodziło się ich czwarte dziecko, Luis. Kilka lat później, zdecydowali się wrócić do Buenos Aires a w ciągu kolejnych lat, wędrowali z miejsca na miejsce w poszukiwaniu szczęścia. Mieszkali w El Palomar, San Justo i Valentina Alsina. W międzyczasie zmarła Maria, matka dzieci i żona Stanisława. Stało się to na tydzień po wybuchu II Wojny światowej. Tymczasem Argentyna pogrążyła się w krwawych walkach o władzę, które zakończyły się wreszcie wolnymi wyborami w 1945 roku. Staś był już wówczas dorosłym mężczyzną. Krótko po zakończeniu wojny, w mieście Valentina, podczas podróży pociągiem poznał młodszą od siebie o sześć i pół roku Yolandę Pacewicz, Polkę urodzoną już w Argentynie. Jej rodzice do Argentyny przybyli z Drozdów i Czerkas również ulokowanych na Wileńszczyźnie, poznali i pobrali już na nowym lądzie. W ówczesnych czasach, niepisanym zwyczajem wśród emigrantów było przeświadczenie, iż ich dzieci powinny poślubić wyłącznie osobę pochodzącą z ich własnego narodu. W taki sposób, miłość Stasia i Yolandy przyjęta została z ogólną aprobatą a 12 marca 1946 roku odbył się ich ślub. Para doczekała się dwójki dzieci – córki Beatriz i syna Jose Orlando. Po ślubie i z nowym życiowym bagażem rodzina wywędrowała z Valentiny do San Justo, by osiąść tam na stałe. To właśnie w tym mieście, Staś otworzył zakład stolarski, który pozostaje na swoim miejscu po dziś dzień. W tamtym okresie Argentyna wciąż kusiła połaciami niezamieszkanej ziemi. Rodzina kupiła dużą działkę, gdzie zbudowała dom a zakład bardzo szybko zaczął dobrze prosperować. To tutaj spędzili dzieciństwo ojciec i ciotka Eriki. W przeciwieństwie do tragicznego losu ojca, Jose przez całe życie niczego nie brakowało. W domu Romanczuków jadało się polskie potrawy, które, wychowany na pograniczu Staś określał z rosyjska ''blinami'' i ''warenikami''. Pomimo tego, rodzina do końca głęboko ceniła sobie polskość.



Erika i Anna z dziadkami

                                                        Zmiany


Po kolejnych trzydziestu latach morderczych walk o władzę, dyktatury i przelewu krwi w 1983 roku do Argentyny powraca pokój. Sześć lat później, upada żelazna kurtyna a Argentyna odnawia relacje z niepodległą Polską. W tym samym roku, Jose zakochuje się z wzajemnością w córce Hiszpańskich emigrantów Ricie Mercedes. Tym razem tak, jak niezwykłym wówczas był nowy porządek na Starym Kontynencie tak i w społeczności polskiej ten związek był powiewem nowości. Yolanda nie potrafiła zaakceptować miłości syna, pragnąc, by jego wybranką także była Polka. Ostatecznie, łatwiej byłoby jej zaakceptować jako przyszłą synową także Czeszkę, bądź Ukrainkę, gdyż polska społeczność Argentyny tolerowała związki młodych Polaków z innymi Słowiankami, stawiając bliskość kulturową, ponad narodowymi podziałami. Jose podjął jednak ostateczną decyzję, Poślubił Ritę 6 stycznia 1990 roku, na trzy tygodnie przed ostatecznym rozwiązaniem partii komunistycznej w ojczyźnie jego rodziców. Był to czas, gdy społeczeństwo powoli zaczęło przychylniej patrzeć na mieszane związki. Stare podziały runęły. Półtora roku później, na świat przyszła pierwsza córka Jose i Rity – Anna, nazwana tak na część swojej babci – matki Yolandy. Erika urodziła się dwa lata później. Rodzina przez cały czas dzieliła swój dom z rodzicami Jose a wrażliwy i opiekuńczy Staś okazał się dla Eriki najsilniejszą opoką, która podtrzymać miała ją przez całe jej dalsze życie. To od dziadków uczyła się życia. To dziadkowie zabierali ją z przedszkola, gdy rodzice pozostawali dłużej w pracy, zawsze miała dla siebie ich czas i miłość. Wspomina, jak bawiła się w zakładzie stolarskim Stasia, gdzie wspólnie z nim i z siostrą budowały drewniane domy, w których później mieszkać miały lalki dziewczynek. Język, jakim posługiwał się Staś, dziewczynki nazwały ''rusolaco'', co oznaczało połączenie polskiego z rosyjskim i stanowiło jedyną rozumianą przez nie wizytówkę jego tragicznego dzieciństwa.


Erika z babcią Yolandą

Działaczka


Staś odszedł, gdy Erika miała 14 lat. Dwa lata później, Erika otrzymuje wiadomość od koleżanki dziewczyny, z którą uczęszcza do szkoły. Otrzymuje od niej zaproszenie do stowarzyszenia, zajmującego się edukacją i rozwojem polskiej ludności Argentyny. To tam odkrywa siebie na nowo, uświadamiając sobie więzi łączące ją z krajem jej pochodzenia. Wiele rzeczy, które zapamiętała z dzieciństwa nabierają nowego wymiaru i kolorów. Zdające się jej dotychczas oczywiste polskie tradycje utrzymywane przez jej bliskich ujawniają teraz ich nadwiślańskie źródła. Uwidacznia się ogrom wpływu jej dziadków na jej przyszłe życie. Identyfikuje też rosyjskie słowa używane przez jej dziadka, poznając następnie ich polskie odpowiedniki. Dzisiaj, Erika jest członkiem rady dyrektorów Stowarzyszenia imienia Mikołaja Kopernika, należy też do „Domu Polskiego” w Palermo, który jest częścią komitetu wykonawczego Związku Polaków w Argentynie. Aktywnie działa w zespole tańca ludowego „Balet Stokrotki”, który odnosi rozliczne sukcesy w środowisku argentyńskiej Polonii ale nie tylko. Aktywnie uczestniczy we wszelkich wydarzeniach kulturalnych, związanych z szerzeniem wiedzy na temat Polski i Polaków na argentyńskiej ziemi a także budowaniem relacji z samą Polską. Uczy się języka polskiego a latem, 2019 roku planuje swą pierwszą podróż do kraju. Jak mówi ''po prawie stu latach jestem pierwszym Romanczukiem, który wrócił do Polski.” Stara się także uzyskać polskie obywatelstwo. W kompletowaniu dokumentacji pomaga jej przyjaciel ze stowarzyszenia. Miłości stało się zadość. 

Występ „Baletu Stokrotki” - Erika stoi druga od lewej.


Występ Baletu Stokorotki - Erika siedzi trzecia od lewej.

 

Z polską flagą, Erika pierwsza z lewej :) 


Mam nadzieję, że tekst się podobał :) 
Do zobaczenia! 
D.C.

Komentarze

  1. Ciekawe. Argentyna jest dla mnie bardzo fascynująca, bo jak Guy spędził tam swoje ostatnie lata i kochał Argentynę bardziej niż wielu Argentyńczyków. Nie wiedziałam, że aż tylu Polaków tam mieszka i jesteśmy tam trzecią grupą etniczną po Hiszpanach i Włochach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jesteśmy :) W ogóle emigracja Polaków do Ameryki Południowej to fascynujący temat i jeszcze będę go rozwijać :)

      Usuń
  2. W szkole podstawowej się omawia pan barcel jedzie do Brazylii, ale nie tłumaczy się nam tego moim zdaniem zbyt dobrze. Pokazuję się tylko jakiś wycinek zjawiska, a nie fascynującą całość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. W Brazylii jest nawet polskie miasto, gdzie od 100 lat żyją Polacy i nawet mówią jeszcze po polsku... o tym będę też pisała szerzej...

      Usuń
  3. To piękne, że ta dziewczyna, choć pochodzi z rodziny od 100 lat zamieszkałej w Argentynie czuje się Polką. Działa w polonijnych stowarzyszeniach, doskonali swój polski, uczestniczy w wydarzeniach kulturalnych dotyczących popularyzacji wiedzy o Polsce. Ciekawe jest też to, że w początkowych latach, pierwszym, drugim pokoleniu zwyczajowo zawierano małżeństwa z Polakami i Polkami. Imiona dzieci jednak miały brzmienie hiszpańskie – Luis, Beatriz, Jose Olrlando. Ludzie z kolejnego pokolenia zawierali małżeństwa również z osobami innej narodowości, ale jak widać pamiętali o kraju, z którego pochodzili ich przodkowie.
    Bardzo ciekawy wywiad. Fajnie, że nawet w dalekiej Argentynie są nasi rodacy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko w Argentynie, ale to temat-rzeka i będzie więcej o tym... czasami mi się wydaje, że ta stara polonia jest bardziej polska od tej obecnej - dawniej chyba ludzie bardziej pielęgnowali swoje tradycje a teraz za bardzo chcą się "dostosować" i tak już ich dzieci tracą swoją tożsamość...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Perspektywa na Polaków w białoruskim kinie i na Białorusinów w kinie polskim

Perspektywa na Polaków w ukraińskim kinie i na Ukraińców w kinie polskim

POWRÓT