"Za decyzję matczyną", część pierwsza - Maria ze Szkocji

UWAGA: ze względu na pracę mamy naszej bohaterki w dyplomacji, niestety, nie będzie tym razem zdjęć a imiona zostały zmienione wedle jej życzenia. Dziękuję za zrozumienie. 

* * * * *

ZA DECYZJĘ MATCZYNĄ, cz. 1. - Maria ze Szkocji.

*****

500 lat razem 

Historia emigracji szkocko - polskiej jest równie długa, jak era nowożytna. Już w XV wieku, dwoje Szkotów studiowało na Uniwersytecie Jagiellońskim a sto lat póżnie, ponad 100 000 mieszkańców Szkocji, zbiegło do Polski przed wojnami religijnymi. Podczas, gdy w ich ojczystym kraju wrzało, polskie prawo dawało pełną swobodę religijną i stanowiło azyl dla dotkniętych przemocą, głodem i biedą rodzin. Polska była wówczas silnym i bogatym krajem, zarabjającym na importach zboża, nowoprzybyli zajmowali się więc chętnie handlem, tymczasem, szkocka szlachta otrzymała tytuł królewskich dworzan. Co roku,  6 stycznia, zbierał się szkocki sejm, powstawały bractwa szkockie, mające zapewnić pomoc uboższym rodzinom, z obowiąkową przynależnością dla każdego imigranta, częstojjednak nieskuteczne w swym działaniu. Szkoci bywali także najemnikami w służbie polskiej, bądź obcej a ich męstwo na polu bitwy docenił sam Stefan Batory, wykorzystując je przy późniejszych wprawach na Moskwę.

Od dawnej nazwy tego narodu wywodzi się mazurski taniec ludowy, zwany "szot". 

Także po wojnach napoleońskich komunikacja między Królestwem Polskim a Szkocją nie straciła na sile. Tym razem na emigrację decydowali się ludzie wykształceni, inżynierowie i przemysłowcy, pracujący dla szlachty.  

Dziś tysiące obywateli polskich ma w mniejszym lub większym stopniu szkockie korzenie, jednak nadal przybywają tutaj cudzoziemcy, pozostawiając swoje doświadczenia i zakładając rodziny. Tak było i pewnego dnia sto lat temu.

 Wielokulturowa ojczyzna 

Maria, urodziła się w 1990 roku w Londynie a dzieciństwo spędziła w Warszawie. Dziś mieszka w Stalybridge ze swym mężem, psem i trzyletnią córeczką Sarah. Kocha podróże, dobte kino i zwierzęta. Pochodzi z wielokulturowej rodziny, mając w sobie korzenie polskie, tureckie i szkockie. Tymczasem jej córeczka posiada także korzenie hinduskie. Historia jej rodziny jest równie niezwykła, co losy setek tysięcy lidzi na świecie, którzy dla miłości, poświęcili wszystko... 

By zrozumieć, co zaszło i dlaczego, musimy cofnąć się do czasów sprzed I Wojny Światowej,  gdy młody podróżnik Janek, pradziadek Marii, podczas swej tułaczki po świecie trafił pewnego dnia do Turcji. Tam właśnie poznał piękną i inteligentą dziewczynę imieniem Zehra. Młodzi natychmiast zapałali do siebie uczuciem - od razu wiedzieli, że chcą być razem. Zehra była alawitką, muzułmanką z szyickiego odłamu islamu, tępionego przez dominujący w Turcji odłam sunnicki. Dzieliła ją z Jankiem ogromna przepaść kulturowa, która uniemożliwiała im ślub i dalsze wspólne życie. Rodzina Zehry nie chciała słyszeć o obcym mężczyźnie, który miałby wejść do rodziny a Zehra była zmuszona widywać się z nim potajemnie. Ostatecznie, po dwóch tygodniach znajomości, oboje zdecydowali się na dramatyczny krok - dziewczyna uciekła z domu i wyjechała wraz z ukochanym do Polski. 

Czas płynął a Zehrę zastała na ziemiach polskich I Wojna Światowa. Para miała problem ze wszystkim - akceptacją miejscowej ludności, ślubem i organizowaniem nowego życia. Pomimo,  iż Zehra zmieniła religię, miejscowy ksiądz nie chciał udzielić parze ślubu a sąsiedzi próbowali przekonać Janka, iż nie będzie dobrą żoną i "od niego też ucieknie". 

Tymczasem Janek, do szaleństwa zakochany w swej żonie ufał jej we wszystkim. Ich córka, babcia Marii wspomina, że rodzice nigdy się nie kłócili a Janek zawsze nazywał Zehrę "moja kochana żona". 

Zehra okazała się bardzo silną i dumną kobietą. Wiedziała, że powrót do Turcji oznacza dla niej śmierć, starała się więc dopasować do miehscowych realiów - biegle opanowała język polski, nauczyła się gotować polskie potrawy pomimo, iż Janek lubił także te tureckie. Wzięła też na siebie prowadzenie rodzinnych rachunków, choć czasy były ciężkie a wojna wymuszała oszczędne życie. Janek zawsze powtarzał, że "jeśli kobieta mu zaufa i zyska odwagę, ma powód" i wierzył, że jego żona się  nie podda. Wojna wymusiła na nich większą troskę o losy rodziny, Zehra bardzo martwiła się o icj przyszłość. Jednak, walki dobiegły końca a dom Janka pozostał na swoim miejscu - uczucie przetrwało. 

Po latach, rodzice Marii odnaleźli rodzinę Zehry w Turcji, starsi jej członkowie jednak nie chcieli ich znać - kobieta, według nich zhańbiła rodzinę swą ucieczką. Marii jednakże udało się nawiązać potajemny kontakt z 22 letnią Nisan, z którą utrzymuje go do dziś dnia. 

Szkockie drogi 

Było to pod koniec lat 80, już po upadku komunizmu w naszym kraju. Kraj powoli dźwigał się z ruiny budząc coraj większe zainteresowanie u obcojrajowców. To wówczas młodziutka Helen - studentka filologii słowiańskiej ze Szkocji, zdecydowała się na wyjazd do Polski. Tak też wzięła udział w wymianie studenckiej i zamieszkała w Warszawie u rodziny, mającej dwie własne córki, która pomimo to ciepło ją powitała. Los chciał, iż rodzinę tę znał wnuk Janka i Zehry, Ryszard. Jak się okazało, był on jednym z niewielu, będących na miejscu osób, które znały język angielski, to na niego padła więc rola tłumacza obu stron. Helen studiowała polski, czeski i rosyjski, komunikacja była więc znacznie prostsza, na tyle, iż to Ryszard wyznaczony został na jej przewodnika po Warszawie. Podczas wyprawy, gdy chłopak pokazywał Helen pałac kultury, namawiając ją na jego sfotografowanie, dziewczyna stwierdziła, że "szkoda kliszy na to brzydkie coś ". 

Mijały tygodniea Ryszard i Helen coraz bardziej się do siebie zbliżali. Ostatecznie, gdy nastał czas wyjazdu dziewczyny do Wielkiej Brytanii, oboje wymienili się adresami i numerami telefonów. Od tamtej pory regularnie pisali do siebie listy i kilkakrotnie dzwonili, choć połączenia międzynarodowe były wówczas bardzo drogie. 

Ostatecznie, Ryszard zdecydował się przyjechać do ukochanej pomimo, iż wiedział, że nie ma dosyć pieniędzy na tę podróż. Zdecydował, że dojedzie pociągiem do Wiednia a następnie będzie podróżował autostopem. W taki sposób dotarł do domu przyszłej żony. 

Ryszard i Helen pobrali się i zdecydowali pozostać w Wielkiej Brytanii. W tamtym okresie, Polska dopiero zacznała być wolna i Helen obawiała się żyć w niestabilnym kraju. Para zamieszkała więc w Londynie, gdzie przyszła na świat Maria - ich córka. 

Po czterech latach od tego wydarzenia, pragnąca wykorzystać w pełni biegłą znajomość języka polskiego, Helen dostała pracę w ambasadzie w Warszawie a rodzina zdecydowała się przenieść do Polski. 

 Dom polsko-obcy 

W polsko-szkockim domu Ryszard a i Helen co dzień tworzy się nowe kompromisy. Boże Narodzenie świętowane jest zgodnie z tradycjami obu stron - rodzina świętuje Wigilię w polskim stylu, podczas, gdy pierwszy dzień świąt świętuje po brytyjsku - odwiedzinami w restauracji, bądź szynką gravy w domu. W Niedzielę Wielkanocną na śniadaniowym stole lądują żurek, jajka, kiełbasa i inne tradycyjne polskie potrawy, by następnie wszyscy udali się do domów krewnych i przyjaciół, by wręczyć im czekoladowe jajka - po brytyjsku. 

Ryszard narzeka na szkocką kuchnię, gdyż jego zdaniem ma ona za mało przypraw, tymczasem Helen narzeka na kuchnię polską, gdyż ta jest dla niej za słona. Ryszard jest osobą bardzo bezpośrednią, tymczasem Helen jest ostrożna w tym, co mówi. Do dziś prowadzi to do zabawnych sytuacji, gdy Ryszard wyraża swoje opinie wprost a Helen tłumaczy, iż miał coś innego na myśli. Wówczas, Ryszard odpowiada, że miał na myśli dokładnie to, co powiedział. Helen strofuje go, mówiąc, że jego słowa są niegrzeczne i mogą kogoś obrazić. Różnice kukturowe nie rujnują jednak rodzinnego szczęścia, będąc głównie powodem do śmiechu. 

Osobista opowieść 

Maria deklaruje, iż czuje się na pół Polką, na pół Brytyjką, jednak w kaźdym z tych krajów dla ludzi jest tą obcą - dla Polaków jest Szkotką, dla Szkotów - Polką. Przytacza tutaj historię swej koleżanki, na pół Polki, na pół Iranki, którą jej irańscy pobratymcy, od zawsze traktują, jak swoją. 

Sześć lat temu, rodzina ponownie wróciła do Wielkiej Brytanii. Stało się to, jak się póżniej okazało, szczęściem dla Marii, gdyż to tutaj poznała swoją miłość... 

Swawulu miał siedem lat, gdy jego rodzina przeniosła się do Wielkiej Brytanii. Jego matka miała poważną wadę serca i jej mąż liczył, iż brytyjscy lekarze  zdołają przedłużyć jej życie. Niestety, kobieta zmarła krótko po przeprowadzce, pozostawiając męża z małym synem i jego młodszą siostrą Kaią. Ostatecznie, po roku, ożenił się z poznaną w pracy Brytyjką. 

Po latach, drogi Marii i Swawulu skrzyżowały się w przypadkowy sposób - Maria odbierała szczeniaka akurat w tym czasie, co macocha Swawulu i tak, podczas oczekiwania zaczęli ze sobą rozmawiać. Maria doceniła intelekt i dobroć Swawulu tak, iż po roku byli już zaręczeni a po kolejnym - wzięli ślub. Dziś ich córeczka ma trzy latka i bardzo dobrze odnajduje się w swej polsko-szkocko-hinduskiej rodzinie. Maria swierdza z dumą, iż "już całkiem dobrze potrafi powiedzieć 'Kocham cię mamusiu'". Także pies imieniem Goliath jest z nimi do dziś :) 


*****

Koniec, mam nadzieję, że się podobało :) 

Miłego! 

D.C.

Komentarze

  1. Bardzo interesująca opowieść, Dzieje jednej z rodzin, którą losy rzuciły w świat. Nie ze wszystkimi rzeczami się zgadzam, ale ogólnie bardzo pozytywnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z czym się nie zgadzasz? Ja właśnie od początku uważałam, że historia jest niezwykła :) Szczególnie ta turecka prababcia!

      Usuń
  2. Z czym się nie zgadzam? Może trochę z oceną rzeczywistości, konkretnie z poglądem, że kraj się dźwigał z ruiny w latach osiemdziesiątych. No i z doświadczenia moich dość licznych znajomych, obojga płci wynika, że małżeństwa osób pochodzących z odmiennych kultur nie zawsze kończą się happy endem. Co oczywiście nie oznacza, że wszystkie. Niekiedy takie związki są udane i trwałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz świat się zmniejszył i myślę, że takich związków będzie coraz więcej a pewnego dnia i różnice kulturowe będą maleć... co do tej ruiny to powtarzano mi to z uporem maniaka na każdym etapie edukacji - ja nie żyłam w tych czasach, więc piszę, co wiem ze szkoły i od rodziny, przepraszam...

      Usuń
  3. Bardzo interesujący wpis, ciekawie nakreślający losy rodziny Marii, szczególnie jej przodków, w treści których odnaleźć można barwne elementy kultury nie tylko szkockiej i polskiej, ale także tureckiej. Takie opowieści w wyjątkowym świetle stawiają temat różnic kulturowych, gdy odmienne obyczaje oraz tradycje współistnieją w tak niewielkiej przestrzeni, i mimowolnie skłaniają do refleksji, w kontekście wzajemnego, szacunku i akceptacji. Ujmujące są opisy "podwójnego" świętowania Bożego Narodzenia czy Wielkanocy :) Jednocześnie, lektura tej historii wywołuje olbrzymie niedowierzanie, w jak niesamowity i unikatowy sposób życie potrafi zaskakiwać i nierozerwalnie splatać ze sobą losy rozmaitych osób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zgadzam się jak nic! Dziś ludzie podróżują, wiedzą więcej o świecie, ale 100 czy nawet 30 lat temu ta wiedza była dużo mniejsza i nierozumiane różnice kulturowe mogły zniszczyć wszystko. Na szczęście w tym przypadku tak się nie stało, zwyciężyła miłość, która stworzyła konieczne kompromisy i teraz Maria cieszy się potrójnym dziedzictwem :) Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Perspektywa na Polaków w białoruskim kinie i na Białorusinów w kinie polskim

Perspektywa na Polaków w ukraińskim kinie i na Ukraińców w kinie polskim

POWRÓT