"Za decyzję cudzą", część trzecia - Ksenia z Rosji

Na tym blogu panuje BEZWZGLĘDNY ZAKAZ kopiowania i rozpowszechniania zdjęć. Z prostego powodu - wszystkie one zostały mi udostępnione przez prawowitych właścicieli i mogę je tutaj opublikować tylko dzięki ich wielkiej uprzejmości i zaufaniu. NIE ŻYCZĘ SOBIE, by te części prywatnego życia moich rozmówców krążyły po internecie bez naszej własnej kontroli. Dziękuję za zrozumienie. 


ZA DECYZJĘ CUDZĄ, cz. 3. - Ksenia z Rosji 

 

****** 

Dobrowolna podróż. 

Zgodnie z badaniami, przeprowadzonymi w 2002 roku, w Rosji zamieszkuje ponad 73 000 Polaków. Nie wszyscy są potomkami zesłańców. Ogromna część rosyjskiej Polonii to ludzie, którzy w Rosji zamieszkali dobrowolnie, podczas zaborów, lub po zmianie granic w 1944 roku. Ostatnią falą polskiej migracji do tego kraju była ta z 1991, gdy po odłączeniu się, odzyskujących niepodległość dawnych republik radzieckich, niezadowoleni z nowego prawa Polacy, wybierali Rosję. Ponoć, polskie korzenie posiadało bardzo wielu wybitnych i ogólnie znanych rosyjskich artystów - i Rosjanie o tym wiedzą. W tej chwili, na Polaków spoglądają raczej z ciekawością, niż nienawiścią i postrzegają nie, jako wrogów a jako rywali. W tym kraju wybitne osoby polskiego pochodzenia, przyznają się do niego otwarcie i czynią z tego swoją wizytówkę. Choć niektórzy słabo już mówią po polsku, tworzą także w tym języku. W Rosji działa wiele stowarzyszeń polonijnych, funkcjonują Domy Polskie i polskie kościoły, miejscowi Polacy dbają o to, by znajoma im była polska literatura, są też aktywni  internecie. Niestety, językiem polskim włada tam już tylko 47 000 osób. I teraz oddaję głos, Polce z Rosji... 


Polskie korzenie

Ksenia jest genealogiem. Od lat zajmuje się poszukiwaniem korzeni swoich i swojego męża i wciąż zdobywa nowe informacje i zdjęcia. Jej głównym zajęciem w ostatnich latach jest pisanie i publikowanie książek o swojej własnej rodzinie. Z zawodu jest redaktorem literackim, z dyplomem mistrza narodowego dyktanda, które stanowi ogólnorosyjski test znajomości tego języka. Od lat zajmuje się też rozwiązywaniem skomplikowanej tajemnicy rodzinnej, związanej z jej babcią Józią Rydzak - Polką z Sambora. 

Historia drogi rodziny rodziny Rydzaków jest tak skomplikowana, jak tylko może być wojna. Rozpoczyna się ona w latach 20, gdy pradziadek Kseni, Wawrzyniec poślubia swoją miłość - Marię w swym rodzinnym mieście, Samborze. Para doczekała się dwójki dzieci - Marysi i Franciszka. Niestety, kobieta zmarła bardzo szybko i Wawrzyniec pozostał sam z dziećmi. Po latach samotności, spotkał on wreszcie swą drugą miłość - Ukrainkę Joannę. Różnice kulturowe nie przeszkodziły zakochanym, by być razem. Ostatecznie, doczekali się trójki dzieci - Pauliny, Józefy i Anatola. Cała trójka była bardzo zżyta z przyrodnim rodzeństwem, ponieważ wychowywali się wspólnie od wczesnego dzieciństwa. Pomiędzy dziećmi Marii a dziećmi Joanny pozostawała ogromna różnica wieku. Mimo to, gdy po wojnie rozeszły się ich drogi, starsza siostra latami poszukiwała młodszej. 

Koszmar pamięci

Józia miała pięć lat, gdy rozpoczęła się wojna. Choć jej wnuczka, jako dziecko nie słuchała, wiadomo o strzępkach tragedii, jaką zadała jej okupacja. Józia wspominała kiedyś, że widziała scenę, gdy niemiecki żołnierz schwycił młodego chłopca i z całej siły uderzył jego głową o ogrodzenie. Dziewczynka ukryła się wówczas w psiej budzie na długie godziny. To, jakim cudem przeżyła do dziś pozostaje zagadką.  

Wkrótce Józia straciła też ojca, zabitego przez banderowców za polskie pochodzenie.

Po wojnie, Joanna z dziećmi pozostała na Kresach, tymczasem ich starsze rodzeństwo wyjechało do Polski o nowych granicach. 

Nowa tożsamość

W 1959 roku, Józia wzięła ślub i wyjechała z Sambora do Rosji. Tam właśnie spędziła resztę swojego życia. Ksenia nie wie o nim prawie nic, gdyż straciła babcię, będąc małą dziewczynką, ani nie pytała, ani Józia nie mówiła... 

Po latach, Józię odnalazła Marysia. Przez długi czas poszukiwała jej przez Czerwony Krzyż aż wreszcie trafiono na jej ślad. Niestety, Marysia wkrótce zmarła, w 1980 roku. Mimo to, Józia nie przestała odwiedzać jej dzieci i wnuków przez kolejne 20 lat - aż do swojej śmierci w 1998 roku.

To właśnie po odnalezieniu zaproszenia wysłanego przez Marię, Ksenia odkryła imię swego pradziadka. Nikt wcześniej nie rozmawiał na ten temat, Józia z kolei przedstawiając się, nazywała siebie Julią Iwanowną. Ksenia nie wie, czy spowodowane jest to brakiem imienia Wawrzyniec, wśród imion rosyjskich, czy też czymś zupełnie innym.

Wartości ponad wszystko 

Choć Józia zmarła, gdy Ksenia miała 10 lat, wnuczka wspomina babcię w piękny sposób, jako kogoś, kto miał wielki wpływ na całe jej przyszłe życie - warto było przeżyć.  

"Jaka słodka wisienka! Jedną jagódkę do buzi, drugą do blaszanego kubka. Kiedy się zapełni, wlewamy do babcinej puszki. Ale oto pech: wszystkie jagody z dołu już zebrane, a górnych gałęzi nie można dosięgnąć.
- Bab Jul, wejdźmy na drzewo! - proponuje mój brat Kostia i razem z bratem Arkaszem wspinają się na górną grubą gałąź. Siedzą tam, śmieją się, bawią. Zbierają jagody.
- Ostrożnie! - ostrzega babcia. - Nie skaczcie tak na gałęzi! Zaraz się złamie.
Ale jak to wyjaśnić dzieciakom? Gałąź trzeszczy zdradziecko. Bracia natychmiast schodzą, a babcia długo lamentuje: „Zniszczyli taką gałąź!”

Budzę się wcześnie: światło ledwie przebija się przez zamknięte okiennice. Dom jest cichy. Babci nie ma w pobliżu. Bracia śpią na sąsiednich łóżkach. Wstaję cicho i otwieram dwuskrzydłowe drzwi oddzielające górny pokój od kuchni. Babcia jest zajęta ciastem i odwraca się zdziwiona:
- Dlaczego jesteś tak wcześnie? Pospałbyś dłużej!
Kręcę głową i siadam przy stole. Lubię patrzeć, jak moja babcia wyczarowuje ciasto. Jej dłonie są duże, zrogowaciałe, ciepłe. Ciasto posłusznie zwija się w kulkę, a babcia odkłada, żeby odpoczęło. Potem wyjmuje sowiecką maszynkę do mięsa i zaczyna przekręcać zebrane dzień wcześniej wisienki. Razem z pestkami.

Babcia szybko smaży placki i daje mi pierwszego do spróbowania. Nie trzeba mnie przekonywać: odgryzam od razu trzy. Babcia dodaje cukier do czereśni, ale nadal czuje się przyjemną kwaskowatość, która lekko ściska usta. A zmielone pestki tak apetycznie chrupią w zębach. Przewracam oczami z rozkoszy: co za słodka czereśnia!" 

Czasem obrazy mówią więcej, niż tysiąc słów.
 

***** 

Dziękuję za uwagę - tym razem krótko, bo moja rozmówczyni posiada mało informacji, historia jednak wydała mi się na tyle poruszająca, że musiałam ją tu umieścić :) 

Miłego! 

D.C. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Perspektywa na Polaków w białoruskim kinie i na Białorusinów w kinie polskim

Perspektywa na Polaków w ukraińskim kinie i na Ukraińców w kinie polskim

POWRÓT